Obudził go ból na całym ciele. Wrzasnął odruchowo. Po chwili, która wydawała się wiecznością, ból ustąpił. Otworzył oczy próbując złapać oddech. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że stał nad nim Lucjusz Malfoy.
- Wstawaj Potter. Czarny Pan czeka na ciebie. - oświadczył uwalniając go od krążka i szarpiąc go w górę. Nie protestował i dał się prowadzić przez mężczyznę. Po nie całej minucie stanęli przed dobrze znanymi Potterowi drzwiami. Blondyn wepchnął go do pomieszczenia, a ten, potykając się o coś, upadł. Gdy podniósł głowę zdał sobie sprawę, że widzi czarne buty, a gdy podniósł nieco bardziej głowę, stwierdził iż leży u stóp Voldemorta. Wzrok mężczyzny mówił, aby wstał. Z trudem to zrobił.
- Miałeś dużo czasu na przemyślenie mojej propozycji, Potter... - przemówił swoim zimnym głosem, gdy ten już stał i patrzył na niego w milczeniu. - ...Słucham, jaka jest twoja decyzja?... - spytał wpatrując się w niego uważnie. Jednak Harry dalej milczał. Przebywał w tym domu już od miesiąca będąc torturowanym maksimum co trzy dni. Za każdym razem, gdy stał przed tą gadziną było mu już wszystko jedno, co się z nim stanie. Nagle wyczuł ból blizny i spojrzał na mężczyznę zmierzającego ku niemu. Próbował się cofnąć, ale Malfoy go powstrzymał chwytając za barki. - ...Powiedz mi, Harry czy chcesz być nadal torturowany?... - spytał czarownik, wciąż idąc ku niemu wolnym krokiem. Harry pokręcił przecząco głową. - ...Czy chcesz aby twoim bliskim coś się stało?... - zadał kolejne pytanie, robiąc kolejny krok. Potter skulił się i ponownie zaprzeczył, wciąż nic nie mówiąc. - ...A czy chcesz abym cię uwolnił? - spytał ten. Harry zareagował niemalże komicznie. Oddech stał się szybszy, a w oczach tlił się ogień nadziei oraz niedowierzania.
- Tak. - odpowiedział cicho.
- Dobrze... - Voldemort uśmiechnął się przerażająco. - ...Tak więc, Potter jeśli chcesz abym cię uwolnił, nie będziesz tak często torturowany. Chyba, że przegniesz. - dodał zimno. Harry jednak wyczuwał, że, jak to się mówi: Coś za coś.
- Jednak chcesz coś w zamian. - zauważył Harry.
- Owszem, Potter. W zamian za wolność przyłączysz się do mnie. Jeśli będziesz nadal się opierał będziesz mnie błagał o litość i szybką śmierć. - oświadczył. Harry przełknął ślinę. Zatrząsł się bezwolnie.
- Powiedzmy, że się zgodzę... - powiedział trzęsącym się głosem. - ...Czy moim bliskim nic nie będzie grozić z waszej strony? - spytał. Riddle lekko się uśmiechnął.
- Cóż, jeśli się do mnie przyłączysz zapewnię nietykalność każdego, na kim ci zależy. Jednak jeśli sprzeciwisz mi się, zostaniesz ukarany zamiast nich. Jeśli przegniesz swoim temperamentem... - zbliżył się do niego jeszcze bardziej i wyciągnął ku niemu rękę. Harry próbował się cofając, ale pan Malfoy nie pozwolił mu na to. Chwycił go dodatkowo za włosy odchylając głowę do tyłu, tak aby patrzył na czarnoksiężnika, który wciąż zbliżał swoją rękę. - ...Widzę w twoich oczach, że boisz się mojego dotyku... - stwierdził Riddle uśmiechając się z satysfakcją. - ...Zauważyłem też, że cierpisz bardziej niż pod działaniem najsilniejszego Cruciatusa... - dodał z drwiącym uśmieszkiem. - ...Cruciatus jest niczym w porównaniu z bólem, jaki ci zadaję jednym dotknięciem palca. Czego doświadczałeś za każdym razem. Tak więc jaka jest twoja decyzja? - spytał cofając rękę. Harry drżał. Zamknął oczy pozwalając pojedynczej łzie popłynąć po policzku. Patrząc na Riddle'a myślał o swoich przyjaciołach i bliskich. "Czy nic im nie jest?"; "Martwią się o niego?". Wciąż myślał jak się wydostać z tego bagna. To, że tu jest, jest winą tego całego Croucha.
- Powiedz mu, aby mnie puścił, wtedy pogadamy na spokojnie... - poprosił. Voldemort przez chwilę na niego patrzył, a potem skinął głową na Śmierciożercę. Malfoy puścił chłopca i cofnął się kilka korków, ale nie opuszczając pomieszczenia. Harry postąpił dwa kroki do przodu biorąc się w garść. Ponownie zamknął na chwilę oczy, tym razem przypominając sobie słowa przepowiedni Trelawney z ubiegłego roku: JESZCZE BARDZIEJ POTĘŻNY I STRASZNY NIŻ PRZEDTEM. Spojrzał na czerwonookiego. - ...Jeśli się zgodzę... obiecasz mi, że nie tkniesz moich bliskich? - spytał Harry drżącym głosem.
- Jeśli się zgodzisz, Potter rozkażę moim Śmierciożercom, by nawet na nich nie spojrzeli. - odparł.
- Dobrze. Trzymam cię za słowo. Tak więc... zgadzam się... - powiedział z trudem przełykając ślinę. Voldemort uśmiechnął z trumfem. - ...Mam jeszcze jeden warunek... - Voldemort zmrużył oczy i nakazał, aby jego sługa wyszedł. Harry lekko się zachwiał, gdy Voldemort zrobił krok ku niemu. - ...Nie tyko się do ciebie przyłączę, ale także będę twoim uczniem. Nauczysz mnie tego, co potrafisz, bez wyjątku. Ostatnią próbą jak mniemam jest użycie Klątw Niewybaczalnych. - oświadczył. Czarnoksiężnik wpatrywał się w chłopca intensywnym wzrokiem. Chodząc w tą i z powrotem myślał. Po pięciu minutach zatrzymał się, po czym podszedł do Pottera. Chwycił jego prawe ramię i machnął nad nim różdżką pisząc swoje inicjały. Harry'ego zapiekło to, co robił.
- To na wszelki wypadek... - wyjaśnił Lord. - ...Jeśli cię zapiecze masz bezzwłocznie do mnie przybyć. Nie umiesz się teleportować, więc ktoś będzie na ciebie czekać, gdziekolwiek byś nie był i zabierze cię do mnie. Do tego czasu masz wysyłać mi listy o tym co robisz i co się dzieje wokół ciebie. Czy to jasne? - nakazał.
- Ale... ale... - zająknął się Harry wpatrując się w znamię, jednak, gdy zobaczył groźne spojrzenie Voldemorta odpowiedział. - ...Dobrze. - czarnoksiężnik zbliżył swoją twarz do chłopca.
- Lekcja numer jeden: Masz do mnie mówić per "panie". Rozumiemy się? - syknął.
- T-tak, p-panie. - wyjąkał Harry. Riddle cofnął się trochę, ale ich oczy były wciąż bardzo blisko.
- Na początek to mi wystarczy, jednak popracujemy także nad odpowiednią wymową... - machnął różdżką a więzy opadły. Harry'emu nieco ulżyło, gdy został uwolniony z tych CIĘŻKICH lin. - ...Glizdogon, przynieś świstoklik... - rozkazał. Pettigrew wyszedł kłaniając się. - ...Potter, posłuchaj mnie uważnie... - Chłopak spojrzał na Voldemorta. - ...Gdy wrócisz do Hogwartu nie wspomnisz ani słowem o naszej rozmowie, ale o moim powrocie możesz powiedzieć. Zachowasz się jakby wcale nie było tej umowy. A to... - machnął ponownie nad prawym ramieniem Pottera. - ...zamaskuje na jakiś czas znamię. Gdy odbędzie się twoja inicjacja na Śmierciożercę, wypalę ci prawdziwy Mroczny Znak. Do tej pory będziesz robić co ci każę. Lucjusz dopilnuje abyś to robił. Będziesz podlegał także jego woli, dopóki nie staniesz się moim "kundelkiem" jak to dosadnie określiłeś... - w tym momencie przyszedł Glizdogon trzymając w ręku jakiś medalion. - ...Załóż go... - nakazał Harry'emu. - ...Co noc będzie cię sprowadzał do mnie. Dzięki niemu wrócisz do szkoły. - zakończył. Trochę oniemiały Harry chwycił medalion i zniknął.
Pojawił się pośrodku Wielkiej Sali. Rozglądając się po całym pomieszczeniu, drżał na całym ciele po nie dawnych słowach Riddle'a: "...Gdy wrócisz do Hogwartu nie wspomnisz ani słowem o naszej rozmowie, ale o moim powrocie możesz powiedzieć. Zachowasz się jakby wcale nie było tej umowy...". Drgnął, gdy usłyszał krzyk jego przyjaciół, którzy pierwsi do niego podeszli.
- HARRY!! To Potter! - rozległy zgodne głosy. Wiele osób podbiegło do niego pytając na zmianę: Gdzie był? Jak się tu znalazł? Co się z nim działo?
- Ja... Ja... - Harry rozejrzał się po zgromadzonych. - ...Ja... nie mogę powiedzieć. - wydusił wreszcie i wybiegł z pomieszczenia.
- Harry! - usłyszał jeszcze, ale nie zwrócił na tego kogoś uwagi. Biegł dalej, nie zdając sobie sprawy, gdzie biegnie. Po nie długim czasie zorientował się, że znajduje się na wierzy astronomicznej i rozważa skok z niej. Spojrzał na swoją dłoń. Trzymał w ręku nieduży srebrny medalion ze szmaragdami układające się w literę "S".
- Potter, co robisz? - usłyszał czyjś głos. Obejrzał się i zobaczył Draco Malfoy'a.
- Idź sobie, Malfoy. - warknął zakładając medalion na szyję i chowając go jeszcze dodatkowo pod koszulę. Blondyn zrobił mały krok ku niemu.
- Nie mogę pozwolić na zrobienie tego, co masz zamiar zrobić. - odparł. Obaj milczeli dobre pięć minut.
Gdy Harry otrząsnął się z szoku odwrócił się i wyszedł. Poszedł prosto do Skrzydła Szpitalnego, gdzie zajęto się jego ranami i skutkami postcruciatusowymi. Od tego dnia zamknął się w sobie nie chcąc z nikim rozmawiać - nawet z przyjaciółmi. Jednak musiał wysyłać wiadomości do Voldemorta. Noc po nocy płakał. Wrócił do domu dopiero pięć dni później, o którym także powiadomił swego "pana".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz