Hogwart... Gabinet nauczyciela OPCMu...
- Co Czarny Pan wziął od ciebie? - zapytał Moody.
- Krew. - odpowiedział Harry, podnosząc rękę. Rękaw był rozdarty w miejscu, gdzie Glizdogon przeciął mu skórę. Moody wypuścił powietrze w długim, cichym syknięciu.
- A Śmierciożercy? Wrócili? - dopytywał się nauczyciel.
- Tak.. - powiedział Harry. - ...Dużo ich było...
- Jak ich potraktował?... - zapytał cicho Moody. - ...Przebaczył im? - Wtedy Harry nagle sobie przypomniał. Powinien był powiedzieć Dumbledore'owi, natychmiast.
- W Hogwarcie jest jeden z nich! Wrzucił moje nazwisko do Czary Ognia i upewnił się, że dotrwam do końca... - Harry spróbował wstać, ale Moody posadził go z powrotem.
- Wiem, kto to jest. - powiedział cicho
- Karkarow?... - wypalił Harry. - ...Gdzie on jest? Złapał pan go? Jest zamknięty?
- Karkarow?... - powtórzył Moody z dziwnym uśmiechem. - ...Karkarow uciekł, kiedy poczuł palący Mroczny Znak. Wrobił zbyt wielu wiernych sług Czarnego Pana, by chcieć się teraz z nimi spotkać... ale wątpię, żeby uciekł daleko. Czarny Pan ma spo...
- Karkarow uciekł? Ale... ale w takim razie to nie on włożył moje zgłoszenie do Czary? - spytał Potter.
- Nie... - powiedział wolno Moody. - ...Nie, to nie on. Ja to zrobiłem. - Harry usłyszał te słowa, ale nie uwierzył.
- Nie, to nieprawda... - zaprzeczał. - ...To nie pan... to nie mógł być pan...
- Zapewniam cię, że tak. - powiedział Moody. Jego magiczne oko przeniosło się na drzwi, a Harry wiedział, że upewnia się w ten sposób czy nikt nie podsłuchuje ich za nimi. W tym samym momencie Moody wyciągnął różdżkę i skierował ją prosto w Harry'ego.
- A więc przebaczył im?... - zapytał - ...Tym, którzy uciekli? Którzy uniknęli Azkabanu?
- Co? - wydusił Harry. Wpatrywał się w różdżkę, którą skierował na niego Moody. Był to bardzo kiepski dowcip, musiało tak być.
- Zapytałem cię... - ciągnął cicho Moody. - ...czy przebaczył tym szumowinom, które nigdy nawet nie spróbowali go odnaleźć. Tym zdradzieckim tchórzom, którzy nigdy nie poszli dla niego do Azkabanu. Tym bezwartościowym śmieciom, którzy byli dostatecznie odważni, żeby szaleć w maskach na mistrzostwach qudditcha, ale zniknęli natychmiast, gdy wysłałem w powietrze Mroczny Znak...
- Ty wysłałeś... o czym ty mówisz?
- Już ci powiedziałem, Harry... już kiedyś. Jeżeli jest jakaś rzecz, której nienawidzę to Śmierciożercy będącego na wolności. Odwrócili się plecami do mojego pana, kiedy ten potrzebował ich najbardziej. Myślałem, że ich ukarze. Myślałem, że będzie ich torturował. Powiedz, że ich skrzywdził, Harry... - twarz Moody'ego nagle rozświetlił uśmiech szaleńca. - ...Powiedz, że powiedział im, że ja jedyny pozostałem mu wierny... że byłem gotów zaryzykować wszystko, by dostarczyć mu jedyną rzecz, której pragnął ponad życie... ciebie.
- Nieprawda... to... to nie możesz być ty...
- A kto zgłosił cię jako jednego z uczestników wrzucając twoje nazwisko do Czary Ognia pod nazwą innej szkoły? Ja. Kto przestraszył każdą osobę, która mogła próbować cię skrzywdzić lub przeszkodzić ci w wygraniu turnieju? Ja. Kto namówił Hagrida, żeby pokazał ci smoki? Ja. Kto pomógł ci pokazać jedyny sposób, w jaki mogłeś je pokonać? Ja... - wymieniał. Magiczne oko Moody'ego opuściło drzwi. Teraz było skierowane dokładnie na Harry'ego. Kąciki krzywych ust Moody'ego uniosły się jeszcze wyżej. - ...To wcale nie było łatwe, Harry, prowadzenie cię przez te wszystkie zadania bez wzbudzania podejrzeń. Musiałem użyć każdej uncji sprytu, jaką posiadałem, żeby mój wkład nie był widoczny w twoim sukcesie. Dumbledore byłby bardzo podejrzliwy, gdybyś przechodził przez wszystko zbyt łatwo. Kiedy znalazłeś się już w labiryncie, wiedziałem, że mam szansę pozbycia się innych zawodników, żeby oczyścić ci drogę. Ale musiałem też działać wbrew twojej głupocie. Drugie zadanie... wtedy najbardziej bałem się, że wszystko przepadnie. Obserwowałem cię, Potter. Wiedziałem, że nie rozpracowałeś zagadki z jaja, więc musiałem dać ci kolejną wskazówkę...
- Nie dałeś... - przerwał ochryple Harry. - ..Cedrik dał mi wskazówkę...
- A kto powiedział Cedrikowi, żeby otworzyć je pod wodą? Ja. Wiedziałem, że przekaże ci tę informację. Głupcami tak łatwo manipulować, Potter. Byłem pewien, że Cedrik będzie chciał odpłacić ci się za wiadomość o smokach, i tak właśnie zrobił. Ale nawet wtedy, Potter, bałem się, że zawiedziesz... te wszystkie godziny w bibliotece. Nie zdawałeś sobie sprawy, że książka, której potrzebowałeś, była w twoim dormitorium przez cały czas? Zaplanowałem to dużo wcześniej, dałem ją temu Longbottomowi, nie pamiętasz? "Magiczne Śródziemnomorskie Rośliny Wodne i Ich Właściwości". Powiedziałby ci wszystko. Myślałem, że poprosisz wszystkich o pomoc. Longbottom natychmiast by ci powiedział. Ale ty nie zapytałeś... nie zapytałeś... miałeś sobie ten pierwiastek dumy i niezależności, który mógł wszystko zniszczyć... - szydził. - ...Więc co mogłem zrobić? Przekazać informację innemu niezależnemu źródłu. Wspomniałeś na Balu Noworocznym, że skrzat domowy, Zgredek, dał ci prezent na gwiazdkę. Zawołałem skrzata do pokoju nauczycielskiego, żeby wyczyścił jakieś szaty. Zacząłem głośną rozmowę z profesor McGonagall o zakładnikach, którzy zostaną zabrani, i czy Potter pomyśli, żeby użyć skrzeloziela i twój mały przyjaciel poleciał prosto do prywatnych zapasów Snape'a... - Różdżka Moody'ego ciągle wskazywała dokładnie serce Harry'ego. Przez ramię Moody'ego, Harry dostrzegł mgliste postacie poruszające się w Zwierciadle Wrogów - ...Byłeś tak długo w jeziorze, że już myślałem, że utonąłeś, Potter. Ale, na szczęście, Dumbledore wziął twój idiotyzm za szlachetność i wysoko cię ocenił. Znowu odetchnąłem. Oczywiście, dziś w labiryncie miałeś łatwiejsze zadanie, niż reszta zawodników, czyż nie?... - ciągnął Moody. - ...Cały czas patrolowałem okolicę, widziałem wszystko przez żywopłoty i mogłem usnąć wiele przeszkód stojących na twojej drodze. Oszołomiłem Fleur Delacour. Rzuciłem na Kruma klątwę Imperiusa, tak, że wykończyłby Diggory'ego i zostawił ci wolną drogę do pucharu... - Harry gapił się na Moody'ego. To po prostu nie mogło tak być... przyjaciel Dumbledore'a, sławny auror... ten, który złapał tylu Śmierciożerców... to nie miało sensu... w ogóle nie miało sensu. Mgliste kształty w Zwierciadle Wrogów nabrały ostrości, stały się bardziej wyraźne. Harry widział ponad ramieniem Moody'ego sylwetki trzech osób, zbliżające się coraz bardziej i bardziej. Ale Moody nie patrzył na nie. Jego magicznego oko było skierowane prosto na Harry'ego. - ...Czarnemu Panu nie udało się ciebie zabić, Potter, a on tak tego pragnął... - wyszeptał Moody - ...Wyobraź sobie, jak wynagrodzi mnie, kiedy dowie się, że zrobiłem to za niego. Dałem mu ciebie... rzecz, której potrzebował bardziej od innych, by znowu powstać... a potem zabiłem cię dla niego. Będę wyniesiony ponad wszystkich innych... - nagle mężczyzna przyjrzał się Harry'emu, który patrzył na coś za nim. Obejrzał się widząc trzy sylwetki. Dumbledore'a, Snape i McGonagall. To co się stało w następnym momencie trwało trzy sekundy. Najpierw Moody chwycił za włosy Pottera, stuknął różdżką w swoje magiczne oko, a gdy drzwi się otworzyły Harry był już przygwożdżony do torsu mężczyzny celując w jego gardło. - ...Jeden ruch, a on zginie, Dumbledore. - ostrzegł oszust. Wszyscy zatrzymali się. Zapadła cisza.
- Puść go! - zażądał dyrektor.
- Niby dlaczego mam puścić kogoś, kto jest tak cenny dla mojego pana?... - oszust spojrzał na nauczycieli i uśmiechnął się złośliwie. - ...Pożegnaj się z nim, dyrektorku, bo nie wiadomo kiedy go zobaczysz ponownie. Może na jego pogrzebie? - machnął lekko różdżką przy swojej twarzy i zniknęli.
- HARRY! - usłyszeli nim całkowicie stracili troje nauczycieli z oczu.
Pojawili się przed jakimś dworem.
- Idź!... - syknął mężczyzna pchnąwszy go przed siebie, jednocześnie związując go mocno. Liny, które oplatały nadgarstki Harry'ego, jakby się wydłużyły owijając się wokół ramion przytwierdzając do jego ubrania. Wokół pasa chłopca, co kilka centymetrów, znajdowały się rzemienie, do których liny były przyczepione. Nie mógł się wyswobodzić, choćby chciał i pragnął. Weszli w końcu do budynku. Harry wiedział kogo tam spotka, gdyż z każdym jego krokiem blizna bolała go mocniej. Już tego doświadczył, gdy był na pierwszym roku i pół godziny temu, na cmentarzu. Gdy znaleźli się w holu spotkali Glizdogona. - ...Glizdogonie, powiedz naszemu panu, że mam dla niego niespodziankę. - oświadczył. Niski człowieczek natychmiast wszedł na górę, a oni za nim. Stanęli tuż przed drzwiami. Nie minęło dużo czasu, gdy Pettigrew wrócił.
- Pan zaprasza do środka i pyta się kto mu zakłóca spokój. - powiedział z lekkim uśmiechem. Oszust także się uśmiechnął powiedziawszy.
- Zaraz się dowie. - powiedział tylko, po czym wepchnął bezceremonialnie Harry'ego do pomieszczenia, aż ten jęknął i zatoczył się. Przy tlącym się kominku stał zniszczony fotel, a w nim jakaś postać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz