- Panie. - odezwał się oszust kłaniając się. Riddle wstał tak szybko, że Harry zaśmiałby się, gdyby nie był w takim położeniu.
- Potter!... - zawołał z szaleńczym uśmiechem, a następnie zaśmiał się, gdzie nie słychać było ani krzty wesołości. - ...Udało ci się! - zachwycił się patrząc na oszusta. Ten uśmiechnął się szaleńczo kiwając potakująco głową. Oczy Voldemorta zalśniły czerwienią.
- Oczywiście, mój panie. Wątpiłeś we mnie?
- Ależ nie, mój wierny sługo... - powiedział Voldemort zbliżając się powoli ku nim. Spojrzał na chłopca, który zadrżał pod jego spojrzeniem. - ...I co Potter? Nie masz dokąd uciec... - oświadczył rozkoszując się swoimi słowami. Harry spróbował się cofnąć, ale facet zanim chwycił go za ramię uniemożliwiając mu ucieczkę. - ...Gdzie jego różdżka? - spytał mężczyzny, ale ten cofnął się puszczając chłopca. Harry spojrzał na oszusta i cofnął się w bok.
- Wraca do poprzedniej postaci. - stwierdził Wybraniec.
- Co ty nie powiesz, Potter. - sarknął. Chwile stali patrząc na proces odmiany, aż w końcu na miejscu Alastora "Szalonookiego" Moody'ego stał...
- Barty Crouch Junior! - zawołał Harry.
- Tak, Potter... - odezwał się Riddle, ale po chwili spytał patrząc na niego. - ...Skąd znasz jego imię?... - spytał. Harry ponownie się cofnął pragnąc zapaść się pod ziemię z dala przed tym spojrzeniem. Znowu został zatrzymany, ale tym razem przez czarnoksiężnika. Chwycił go za bluzę przyciągając go do siebie. Harry jęknął. - ...Zadałem pytanie, Potter. Skąd.Go.Znasz? - spytał, a jego oczy zalśniły groźnie. Jednak, gdy Harry milczał wyciągnął rękę ku jego twarzy. Potter zauważywszy jego gest zawołał w panice:
- Dobrze, powiem! - pisnął. Voldemort spojrzał na niego z uśmiechem, po czym puścił go.
- Widzę ból i strach w twoich oczach. Słuchamy więc, Potter. - powiedział siadając w fotelu z wciąż satysfakcjonującym uśmiechem. Harry patrzył na obu mężczyzn, po chwili wyjaśnił:
- Kilka tygodni temu... - zaczął Gryfon. - ...przez przypadek wpadłem do myślodsiewni profesora Dumbledore'a... - zerknął na młodszego mężczyznę. - ...Widziałem proces Karkarowa. Miał wymienić nazwiska Śmierciożerców, w zamian za wolność. Wymienił kilka osób, w tym syna pana Croucha i Severusa Snape'a. - wyjaśnił cały się trzęsąc.
- Barty? - Voldemort zwrócił się do sługi.
- Tak, panie?
- Czy wiesz coś o tym? - spytał.
- Panie, nie wiedziałem, że Potter wszedł do myślodsiewni, ale prawdą jest to, że Karkarow kilku z nas wydał, w tym mnie. - odparł sługa. Czarnoksiężnik skinął głową na znak, że rozumie. Wpatrywał się w chłopca intensywnym i przenikliwym wzrokiem.
- No, Potter, co ja mam z tobą zrobić? - spytał obserwując jego bezowocne próby uwolnienia się z lin. Harry na niego spojrzał, gdy tylko zaczął mówić.
- Czego ode mnie chcesz? - spytał ostrożnie Potter, obserwując jak Riddle wstaje i zaczyna krążyć wokół niego, jak wilk, który wypatrzył swoją ulubioną zwierzynę.
- Nie domyślasz się? Chcę twojej śmierci. Jednak nim to zrobię, ponowię propozycję sprzed trzech lat: Przyłącz się do mnie, a zapanujemy razem nad światem. - powiedział Voldemort, jak dla niego, łagodnym głosem.
- Drwisz sobie ze mnie?!... - zawołał Potter. - ...Ja miałbym przyłączyć się do mordercy moich rodziców!?... - warknął. - ...Możesz tylko o tym śnić! - wycedził.
- Tak... Już to słyszałem. Dobrze więc. Zmiana taktyki.... - spojrzał na Pottera. Źrenice jego oczu zalśniły niebezpieczną czerwienią. - ...Przyłącz się do mnie, albo zginiesz z mojej ręki tu i teraz. - zasugerował. W jego głosie było wyraźnie słychać groźbę. Harry przełknął nerwowo ślinę.
- Już wolę zginąć, niż być twoim kundlem! - warknął.
- Cóż, zobaczymy co zrobisz jak posiedzisz sobie w zamknięciu. Barty, zaprowadź naszego gościa na dół. Niech przemyśli moją propozycję. - odparł.
- Cokolwiek mi zaproponujesz, Riddle, czy zagrozisz odpowiedź brzmi: nie. - warknął Harry, gdy ten był ciągnięty na korytarz.
- Jeszcze zobaczymy, Potter... - Riddle uśmiechnął się diabelnie. - ...Będziesz torturowany przez moich, jak to nazwałeś "kundli"... - Harry zadrżał bezwolnie. - ...I jeszcze jedno, Potter, jeśli będziesz się upierał przy swoim, twoi bliscy i rodzina będą cierpieć. - zawołał jeszcze na odchodnym. Teraz dopiero Harry się przeraził. Nagle Crouch zrzucił go ze schodów prosto do stóp małej grupki sług Riddle'a. Jęknął głośno, gdyż poczuł jak ktoś go kopnął w bok. Gdy został zmuszony do wstania zobaczył kilku Śmierciożerców. Byli dość zaskoczeni jego widokiem. Jęknął znowu, gdy został brutalnie pchnięty o ścianę i przywiązany do jakiegoś drążka nad głową, a następnie kopnięty boleśnie w brzuch, aż poleciała krew z jego ust. Po chwili w drzwiach coś kliknęło. Załkał. Nie miał drogi ucieczki, zabrali mu także różdżkę i jeszcze ten ból blizny... Nie wiedział do końca czemu go bolała. Oparł się bezwładnie o ścianę. Pojedyncza łza wyleciała mu z oka. Nie wiedział co robić. Voldemort go zaszantażował torturami i grożeniem jego bliskich. Jeśli się do niego nie przyłączy nie dość, że będzie torturowany, to w dodatku opierając się mu coraz bardziej, jego bliscy i rodzina będą w niebezpieczeństwie. Kolejna łza poleciała po policzku. Nie chciał odczuwać bólu zarówno fizycznego jak i psychicznego. Nie wiedział co ma zrobić. Jest zdany na łaskę Lorda Voldemorta. Po długiej chwili rozmyślań i potoku łez, zasnął.
~~*~~
Obudziło go pieczenie w czole. Otworzył senne oczy i spojrzał na tego kogoś znajdującego się w pomieszczeniu. Uświadamiając sobie kto to, jęknął i skulił się. Próbował się cofnąć, ale uniemożliwiły mu to związane ręce przyczepione do krążka nad głową. Bez skutecznie próbując się uwolnić patrzył jak Voldemort zbliża się wielkimi krokami do niego. Jęknął głośniej, gdy ten stanął niebezpiecznie blisko niego. Riddle przyglądał się mu uważnie. Uśmiechnął się, gdy pochylił nad chłopcem, który ponownie jęknął cofając głowę aż do ściany.
- Strach przed bólem... - szepnął mężczyzna. - ...Boisz się mojego dotyku. - stwierdził nadal się uśmiechając widząc nadchodzącą łzę w oku Gryfona.
- Tak... - szepnął. - ...Czego chcesz? - spytał nieco głośniej.
- Przyszedłem spytać cię czy zdecydowałeś się do mnie przyłączyć. - odparł. Harry patrzył na czarodzieja jednocześnie ze strachem, złością, nienawiścią i niepewnością. Po długim milczeniu między nimi, w końcu odezwała się w chłopcu gryfońska odwaga.
- Nie. Nie zrobię tego! Nie zdradzę moich rodziców ani Dumbledore'a! - zawołał hardo.
- Cóż, skoro taka jest twoja decyzja... - machnął na dwóch Śmierciożerców, a ci zabrali go ze spiżarni i podążyli za swoim panem, który kierował się do jednego z pokoi na piętrze. W końcu, gdy zamknęły się drzwi, Wybraniec spojrzał przed siebie. Voldemort już siedział na wysokim, czarnym tronie wyglądającym na wygodne. Wzdłuż ścian, w pół kręgu, stali Śmierciożercy otaczając ich i zagradzając drogę ucieczki. Na oko było ich więcej niż wtedy, na cmentarzu - przynajmniej z dziesięć osób. Zdezorientowany spojrzał na Riddle'a. - ...Jak widzisz, Potter, nie masz drogi ucieczki, a moich zwolenników jest nieco więcej... - oświadczył. - ...Na razie nie zamierzam ciebie zabić. Zamierzam... - tu urwał, bo Harry zawołał do niego:
- Daj se siana i udław się nim! Nie zamierzam ci służyć! - warknął. Voldemort nie zraził się jego słowami, lecz jego jedyną reakcją na jego słowa były oczy, które zaświeciły wściekłą czerwienią. Zreflektował się jednak powiedziawszy:
- Cóż, skoro dalej się upierasz zrobimy to po staremu... - uśmiechnął się złowieszczo. - ...Jak za dawnych lat mojej świetności... - umilkł na chwilę, po czym uśmiechnął się niepokojąco. - ...Śmierciożercy, pora przywitać naszego Gościa Honorowego w należyty sposób... - Śmierciożercy zaśmiali się na wzmiankę o "gościu". - ...Pamiętajcie jedno: chłopak ma być żywy. Zobaczymy jak długo wytrzyma nasze specjalne powitanie i czy zmieni zdanie, co do przyłączenia się do mnie. - zaśmiał się, a wraz z nim jego słudzy. Harry bardzo się bał i nie wiedział co robić. Był sam. Zupełnie sam. Nagle jakiś czarodziej rzucił w niego jakimś nieznanym mu zaklęciem. Wrzasnął przeciągle. Upadł.
Tortury trwały nie wiadomo ile. Zaklęcia Śmierciożerców były bardzo raniące i bardzo silne. Jednak to był dopiero początek, gdyż Voldemort co pięć zaklęć pytał się go czy zmienił zdanie. Ten albo odmawiał albo wyzywał go. Po trzech godzinach zemdlał. Voldemort z westchnieniem nakazał sługom nieco go podleczyć i zanieść do piwnicy, zapowiadając, że to nie koniec męki Pottera.
Póki co, mogę mało powiedzieć, ale wziełaś na warsztat moich ulubionych bohaterów. Ja observe Ciebie xD
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny!